Pomiar czasu na zawodach mikołajkowych

Mniej więcej rok temu zaczęłam systematycznie biegać. Kilka razy w tygodniu, przed zajęciami, wstaję, ubieram strój do ćwiczeń i ruszam. Na początku było mi bardzo trudno. Ledwo kawałek przebiegłam, a traciłam oddech. Miałam wrażenie, że serce zaraz mi wyskoczy. Dzień po każdym biegu (oczywiście śmiesznie krótkim) czułam się na prawdę fatalnie.

Pomiar czasu na zawodach dał mi siłę

pomiar czasu na zawodachWszystko mnie bolało. Oczywiście szybko mi się odechciało ćwiczyć, bo przecież w mojej wyobraźni widziałam już siebie, jako uczestniczkę półmaratonu! Tymczasem rzeczywistość okazała się straszna. Nie byłam w stanie zrobić kółka po naszym, małym osiedlu, a gdzie tu do 21 km. Na szczęście miałam wsparcie. Dopingował mnie chłopak i dbał o to, żebym się nie poddała. W dni kiedy biegałam przysyłał mi sms-ka typu „miłego biegania kotku ” Jak tylko miał taką możliwość, to towarzyszył mi na rowerze. Robił mi pomiary czasu i udowadniał, że jest coraz lepiej. I cały czas zagrzewał do walki. To dzięki niemu do dziś biegam. I co ważne, już nie padam po obiegnięciu osiedla. Teraz biegam 3 razy w tygodniu po 7, a nawet 10 kilometrów. Ostatni pomiar czasu jaki mi zapisał mój Marek, to 10 km w 50 minut. Zastanawiam się, czy to wystarczająco, żeby wziąć udział w półmaratonie. Czy nie mierzę zbyt wysoko? Znalazłam informację o półmaratonie św. Mikołajów. Ludzie biegną w czapkach mikołajowych, fajna akcja i okazja na zwiedzenie Torunia. Chciałabym wziąć w nim udział, ale mam masę pytań i wątpliwości. Czy trudno jest dobiec? Jak powinnam się przygotować do biegu? Czy na tym półmaratonie jest elektroniczny pomiar czasu? Może nie jest to najpilniejsze pytanie, ale taki pomiar czasu na zawodach to byłoby już coś, czym można się pochwalić.

Zachowuję się jak dzieciak, wybaczcie, po prostu jestem z siebie dumna. Cieszę się, że nie poddałam się wtedy, kiedy wydawało mi się, że bieganie jest nie dla mnie.

Więcej znajdziesz na http://www.czasnachip.pl